Dobry smak kultury. Występ „Queen symfonicznie” zachwycił wszystkich
I tak poszło. Choć chorzelskie stowarzyszenie nie miało środków na honoraria, na nagłośnienie czy scenę. Grzegorz Turnau przyjechał 29 czerwca na króciutko. Zagrał pod namiotem cateringowym, praktycznie bez zaplecza. – Gdy dzisiaj wspominamy to, jak przaśna była to scena, trochę się rumienimy – opowiada Michał Wiśnicki. – Ale liczył się gest samego artysty wobec nas i jubilata. I zapewne nasz gość z Krakowa nawet nie wie, jakiego kopa dał nam do działania.
Rok później wszyscy wiedzieli, że pomysł z koncertami trzeba kontynuować. Wybór padł na Stanisława Soykę. Znaleziono też nowe miejsce – to dawna rozlewnia wód mineralnych i oranżady w Chorzelach. Dla starszych mieszkańców kawał historii miejskiej. Dla młodych – kompletna tajemnica z przeszłości.
– Teren rozlewni był zaniedbany, bo sama wytwórnia od lat była nieczynna. Ale przygotowaliśmy wszystko na tip top. Była już scena, garderoba, był nawet suport w postaci występu Jerzego Grzechnika z teatru Buffo – wspomina prezes TPCh.
Przede wszystkim jednak… była prawdziwa oranżada. – Zafundowaliśmy każdemu gościowi buteleczkę z etykietką, którą przerobiliśmy z dawnych etykiet rozlewanych tu napojów. Już po koncercie przyszli do nas członkowie zespołu od Soyki, żeby dostać takie oranżady na pamiątkę – uśmiecha się Michał Wiśnicki. – To było prawdziwe przeżycie, które nauczyło nas bardzo dużo. Chociażby tego, że artyści to ludzie tacy jak my. Mają olbrzymi talent, ale też i reagują podobnie do nas na pewne zjawiska. Do tego koncertu dołożyliśmy sporo swoich funduszy, bo bilety nie cieszyły się wielkim powodzeniem. Ale zabawa była przednia.
Rok 2016 przyniósł z kolei nazwę, która już przylgnęła na stałe do tego muzycznego cyklu: koncert z dobrym smakiem. Ten smak był związany z działalnością Spółdzielni Mleczarskiej „Mazowsze”, która obchodziła wówczas 70-lecie istnienia. Z tej okazji mleczarnia wsparła organizację koncertu, a samo wydarzenie odbyło się w siedzibie pierwszej mleczarni, założonej jeszcze w czasie II wojny światowej, przejętej później przez rodzący się polski przemysł przetwórczy.
Na scenie zagrała grupa Raz Dwa Trzy, z Adamem Nowakiem na czele. Artyści byli zachwyceni, publiczność również. Na widowni zasiadło niemal 600 osób. Więcej się nie zmieściło. Na plakatach i biletach pojawiła się nazwa „Koncert z dobrym smakiem” – w końcu o ten smak miała dbać największa przetwórnia mleka w regionie.
Siła dobrego smaku
Po trzech latach Towarzystwo Przyjaciół Chorzel nabrało już na tyle doświadczenia, że nie straszne były kolejne wyzwania. W 2017 roku na letniej scenie muzycznej zaprezentowała się Grupa MoCarta – znakomity kabaret muzyczny, balansujący na granicy muzyki poważnej i dobrej rozrywki. Choć było chwilami chłodnawo, występ Grupy oklaskiwało niemal 700 osób. To do dzisiaj niepobity rekord frekwencyjny.
W 2018 roku zaproszenie przyjął z kolei legendarny Wojciech Waglewski z kolegami. Grupa Voo Voo zagrała 1 lipca, kiedy na dworze było… 13 stopni i ciągle groziło deszczem. Mimo przenikliwego zimna artyści zagrali prawie dla 400 osób. Z kolei w 2019 roku przez mieszkańcami i zaproszonymi gośćmi zaprezentowała się Alicja Majewska z Włodzimierzem Korczem. Artystka zagrała w niemal 35-stopniowym upale. Na „widowni” zameldowało się grubo ponad 500 słuchaczy.
Zarówno goście z 2018, jak i 2019 roku dali z siebie wszystko. Za każdym razem też wyjeżdżali, będąc pod wielkim wrażeniem i publiki, i organizatorów. Mimo tak różnego repertuaru czy warunków pogodowych każdy koncert udawał się znakomicie. – Jak to dobrze zagrać plener bez piwa i karuzeli w tle – żartował Włodzimierz Korcz, kiedy kończył występ z Alicją Majewską. Oboje nie chcieli jeszcze długo wyjeżdżać z Chorzel, tak przypadła im do gustu tutejsza atmosfera.
Bo też i zdążyła się narodzić taka niepisana tradycja, że każdy koncert z TPCh jest czymś więcej niż tylko spotkaniem artysty z publicznością. To swego rodzaju przeżycie. Nie wiadomo, dla kogo większe. – Bywały u nas postaci, które grały dla stutysięcznych tłumów, jak Wojciech Waglewski. A jednak to my mamy zdjęcie z Voo Voo na wysłużonym ciągniku. Artyści zrobili je sobie na pamiątkę po występie w 2018 roku. Śmieliśmy się, że to wymarzona fotografia na okładkę kolejnej płyty – opowiada Michał Wiśnicki. – Bywały zespoły, za które płaci się po kilkaset złotych, żeby móc obejrzeć ich na żywo. U nas wstęp nigdy nie kosztował więcej niż 50 złotych. Nam bowiem chodzi o coś więcej niż finanse: nam chodzi o przeżycie wyjątkowych chwil. Tu, na miejscu, a nie gdzieś w świecie. I to wszystko udaje się zrobić.
Poprzeczka coraz wyżej
Kto tylko był podczas ostatniego „Koncertu z dobrym smakiem”, ten wie, o czym jest mowa. Występ w programie „Queen symfonicznie” miał się odbyć jeszcze w 2020 roku, ale epidemia skutecznie zamroziła wszystkie sceny w Polsce. Na szczęście Towarzystwu udało się odmrozić swoją scenę w tym roku i doprowadzić do końca coś, co dosłownie wgniatało w fotel. Pod wieloma względami to był najlepszy koncert organizowany przez TPCh. – Sami postawiliśmy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Czy to przeskoczymy? Nie będzie łatwo, ale nam pomysłów nie brakuje – zapowiada inicjator całego przedsięwzięcia.
Jak podkreślają organizatorzy, żaden z koncertów jeszcze się nie zbilansował. – No cóż, gdyby nie sponsorzy i nasza działalność na innych polach, nie mielibyśmy szans na organizację takich wydarzeń. Bilety pokrywają nam na ogół koszty wynajmu sceny, nagłośnienia czy oświetlenia. Za zespół musimy płacić z własnych środków – wyjawia prezes TPCh. – My nie prowadzimy działalności gospodarczej, więc nie możemy zarobić. Ale możemy bilansować koszty przychodami np. z biletów. Jest to jednak trudne i na ogół musimy dołożyć. Czego się jednak nie robi dla idei?
Czym jest ta idea? Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Chorzel mówią, że robią to najczęściej… dla zdjęcia. – Niewiele osób w naszej okolicy może się pochwalić takimi fotkami z artystami przez duże „A”. Można więc zażartować, że robimy to dla takich zdjęć. Ale prawda jest taka, że my udowadniamy, że nawet w małych ośrodkach jest duża potrzeba kultury nieco wyższej. Wykraczającej poza poziom festynu. Co roku mamy 500-600 widzów. Takiej widowni nie powstydzą się duże hale widowiskowe w metropoliach – wylicza Michał Wiśnicki. – Mamy stałych widzów, którzy odwiedzają nas co roku. Tak więc chyba powinna wyglądać promocja małych miejscowości. Bo te nie muszą ustępować aglomeracją. Pod warunkiem wszakże, że duch w narodzie nie zginie.
Jeśli więc pandemia nie będzie krzyżować planów – za rok znowu będziemy mogli spotkać się na „Koncercie z dobrym smakiem”. Bo tak grają tylko w Chorzelach!
IP, TPCh, MW