Z Tadeuszem Krukiem, emerytowanym nauczycielem z Drążdżewa rozmawiamy o literaturze, poezji, tworzeniu oraz o naszym regionie i związanymi z nim ciekawostkami. Nasz rozmówca, który został laureatem Międzynarodowego Satyrycznego Konkursu Pandemicznego, opowiada m.in. o swoich sukcesach związanych twórczością poetycką i nie tylko.
– Zacznijmy naszą rozmowę nietypowo. W 2021 roku, w lutym, został Pan laureatem Międzynarodowego Satyrycznego Konkursu Pandemicznego. Proszę opowiedzieć naszym Czytelnikom o swoim sukcesie?
– Lubię i cenię sobie udział w konkursach literackich, dlatego z chęcią przyjąłem zaproszenie, zwłaszcza że pozwalało mi spojrzeć z dystansem na pandemiczną rzeczywistość. Dodam, że konkurs przebiegał pod hasłem „Śmiech to zdrowie”. Zaprezentowałem tematyczne limeryki, i znalazłem się na podium. Oto jeden z nich pt. „Krzykacz”: Pewien znany krzykacz z Dzierżoniowa wciąż z lubością z pandemii dworował: – „Z tym covidem to ściema, choroby takiej nie ma!” Wreszcie się nieborak… rozchorował.
– Czy to pierwszy Pański sukces, czy może posiada Pan ich więcej?
– Nie, nie pierwszy (a może i nie ostatni). Piszę od lat młodzieńczych. Początkowo tylko do przysłowiowej szuflady. Z biegiem czasu spróbowałem się upublicznić, z różnym skutkiem, zresztą. Z reguły były to konkursy poetyckie, jak np. „O Wstęgę Orzyca”. Całkiem nieźle szło mi również w corocznym Konkursie na Aforyzm i Fraszkę „Satyrbia”, w którym dwukrotnie przypadło mi trzecie miejsce (2009, 2015) plus wyróżnienia. Znaczna część utworów nagrodzonych bądź wyróżnionych w tych i innych konkursach znalazła się w licznych wydawnictwach pokonkursowych.
– Skąd u Pana zacięcie do tworzenia poezji?
– Od najmłodszych lat dużo czytałem, początkowo lektury szkolne. Często sięgałem również po pozycje wierszowane. Z przyjemnością uczyłem się na pamięć wierszy zadawanych w szkole. A kiedy zawodziła pamięć, ratowałem się… radosną twórczością własną. Z biegiem czasu ułożenie jakiejś okolicznościowej rymowanki było na porządku dziennym. I tak to się zaczęło, i trwa do dzisiaj. Ot, dla przykładu nieco przekorny dwuwiersz na okoliczność masowego wysypu piszących:
– Każdy pisze – zewsząd słyszę, więc się pytam: – A kto czyta?
– Czy ma Pan ulubionego poetę/ pisarza?
– Jestem wierny naszym wieszczom, natomiast z pisarzy wymienię Sienkiewicza i Kraszewskiego. Dla ścisłości dodam, iż tu wspomniani stanowią jedynie czołówkę literatów, z którymi jest mi po drodze. Przecież nie sposób pominąć Herberta, ks. Twardowskiego, Szymborską, św. Jana Pawła II czy Hemara.
– Śledząc Pański profil na Facebooku, można zauważyć, że ma Pan dużą wiedzę na temat naszego regionu… Skąd wie Pan o tylu ciekawostkach?
– Korzystam ze wszystkich dostępnych mi źródeł archiwalnych i bieżących oraz z bezpośrednich spotkań i rozmów z ludźmi posiadającymi wiedzę na dany temat. Pytam, czytam, dociekam, notuję, dedukuję… I najczęściej puszczam w obieg w postaci artykułów. Przez lata zamieszczałem je na łamach „Wieści znad Orzyca” i w „Krasnosielckim Zeszycie Historycznym”. W inauguracyjnym numerze (KZH 1/2010) byłem jednym z dwóch autorów, którzy wypełnili całą jego przestrzeń. Ponadto przez kilkanaście lat ściśle współpracowałem z wielce zasłużonym dla regionu kurpiowskiego doktorem Stanisławem Pajką (1934-2017), m.in. przy opracowywaniu biogramów do obu części monumentalnego „Słownika biograficznego Kurpiowszczyzny”. Od pewnego czasu przeniosłem swoją aktywność na fora społecznościowe.
– Jeden z Pańskich wpisów dotyczy 40. rocznicy katastrofy lotniczej w Drążdżewie. Może Pan przybliżyć w kilku zdaniach tę historię naszym młodszym czytelnikom?
– Wspomniana katastrofa wydarzyła się na polach wsi Drążdżewo, kilkaset metrów od najbliższych zabudowań. Tu posłużę się cytatem: „W 37 minucie lotu samolot pionowo zderzył się z ziemią (…). Pilot zginął. Samolotu nie wydobyto z ziemi”. Miejsce tragedii upamiętnia żelazny krzyż i tablica o treści: „W tym miejscu / dnia 9 lipca 1981 r. zginął śmiercią lotnika / por. inż. pil. Krzysztof Czerwiński / przeżywszy 29 lat / Zniknąłeś nam z oczu, / ale nigdy z serc / Żegna Cię Żona z synkiem / i rodzice”. Naoczni świadkowie katastrofy mówią o wielkim huku, ogniu i dymie oraz o potężnym leju z wodą pochłaniającymi wrak samolotu. Wspominają także o stratach materialnych we wsi, np. w niektórych budynkach wypadły szyby z okien.
– Czy może się Pan podzielić z Czytelnikami „Kuriera”, jakąś ciekawostką z powiatu przasnyskiego?
– Myślę, że dobrym przykładem będzie casus Polskiej Kępy. Polska Kępa jest to niewielkie wzniesienie nad Orzycem w granicach administracyjnych Drążdżewa Nowego, miejsce bitwy z czasów powstania styczniowego, stoczonej w czerwcu 1863 r. W okresie międzywojennym było miejscem spotkań patriotyczno-religijnych parafian drążdżewskich. Jeszcze w moich czasach uczniowskich (lata 60. XX w.) podążałem tam z moimi wspaniałymi nauczycielami. Jednak z biegiem lat Polska Kępa popadała w zapomnienie, m.in., a może głównie, z racji oddalenia od uczęszczanych szlaków. Owszem, nieliczni nadal pamiętali o bohaterskich powstańcach z oddziału kapitana Józefa Trąmpczyńskiego. W modlitewnej zadumie palili znicze i składali kwiaty, a czas płynął… Długo nosiłem się z zamiarem przywrócenia tego miejsca zbiorowej pamięci. Przed 12 laty udało mi się zainteresować tematem ludzi dobrej woli, a jednocześnie miłośników historii lokalnej. Dalej sprawy potoczyły się błyskawicznie i właściwym torem. Ustawiono wyniosły krzyż i głaz z okolicznościową inskrypcją oraz tablicę informacyjną (jestem autorem jej treści). Poprzez doroczne patriotyczne biwaki i rajdy Polska Kępa ożyła na nowo. Kapłani sprawowali dla przybyłych polowe msze święte. Od początku występowałem w roli prelegenta przed wspaniałą publicznością. Warto dodać, że jednorazowa liczba uczestników wynosiła nawet ponad 300 osób. A była to głównie młodzież szkolna, co dobrze rokuje na krzewienie wiedzy o naszej chlubnej przeszłości. Dobrym duchem opiekuńczym tego szczególnego miejsca był śp. Mariusz Kaczyński (1971-2021), człowiek o niespożytej energii i aktywności społecznej.
– Bierze Pan udział w różnych uroczystościach, zwłaszcza patriotycznych i lokalnych. Jakby Pan zachęcił młodsze pokolenia do uczestnictwa w tego typu uroczystościach?
– Najlepiej działa dobry przykład, wszak słowa uczą, a przykłady pociągają. Początki mogą być trudne, ale efekt końcowy murowany. Znam to z autopsji, sprawdzone, działa. Zaprzyjaźniony baca by dopowiedział: Idź na przedzie, a kierdel podąży za tobą.
– Otrzymał Pan w 2015 roku Tytuł Honorowego Obywatela Gminy Kadzidło. Czy ma Pan więcej takich wyróżnień?
– Z dumą podkreślę, że zaszczytny tytuł Honorowego Obywatela Gminy Kadzidło otrzymałem „Za piękny, wiekopomny trud i szczerą, niezachwianą miłość do Kurpiowszczyzny”. Rok wcześniej otrzymałem (zbiorowo) Medal Pamiątkowy „Pro Masovia”. Oba wyróżnienia cenię bardzo wysoko. Primo – odzwierciedlają mój skromny wkład pro publico bono, secundo – obligują do dalszej pracy na tej niwie. Innych wyróżnień podobnej rangi nie posiadam. Może nie w tej kolejce stałem? (śmiech)
– Jest Pan emerytowanym nauczycielem, czego Pan uczył i w jakich szkołach Pan pracował?
– W pewnym okresie życia szczęśliwy los pokierował mnie na teren gminy Baranowo i wyznaczył szkołę podstawową w Bakule-Ziomku. Tam spędziłem wspaniałe 25 lat ucząc głównie historii. Z sentymentem wracam zatem na swoją Kurpiowszczyznę, do tamtych czasów i miejsc, a przede wszystkim do ludzi. Jakież to miłe i budujące, gdy po latach spotykam byłych wychowanków i znajduję z nimi wspólny język.
– Jaki wpływ według Pana miała pandemia koronwirusa zarówno na uczniów, jak i na nauczycieli?
– Nie będę odosobniony w swojej opinii, jeżeli powiem, że pandemia miała i ma generalnie negatywny wpływ nie tylko na oświatę. W oczekiwaniu na ewentualny atak niewidzialnego wroga staliśmy się własnymi zakładnikami. Początkowo zdalne nauczanie wydawało się takie fajne, bo bez opuszczania domu można było… chodzić do szkoły. Ale to rozwiązanie zdaje egzamin jedynie połowicznie. Dlatego chylę czoła przed nauczycielami i uczniami, którzy, mimo wszystko, potrafili odnaleźć się w tej nietypowej rzeczywistości i sprostać trudnym wyzwaniom.
– Jakie jest Pańskie hobby?
– Zdecydowanie szaradziarstwo i wszelkiego rodzaju rozkosze łamania głowy. Preferuję głównie krzyżówki „z przymrużeniem” oka oraz drobne formy wierszowane, jak homonim, palindrom, limeryk, metagram, kalambur i anagram. Swoje łamy udostępniała mi wielce zasłużona w tej dziedzinie „Rozrywka” (debiut 1981), a z wydawnictw lokalnych „Kurpie” i „Wieści znad Orzyca” – dla prezentacji autorskich krzyżówek regionalnych. Ponadto zgłębiam i uzupełniam wiedzę o swoich przodkach, ponieważ genealogia również leży w sferze moich zainteresowań. W poszukiwaniu korzeni rodzinnych dotarłem do końca XVIII wieku. Jestem także fanem, a w 10 przypadkach nawet uczestnikiem, teleturniejów, z kultowymi na czele. Wprawdzie wyniki – 2 zwycięstwa i 3 finały – nie powalają z nóg, ale pozostawiają niesamowite przeżycia. Spotkanie oko w oko z kamerą jest wspaniałą przygodą, nawet gdy z wrażenia pomyli się… kolejność liter w rodzimym alfabecie (śmiech).
– Może dwa słowa o najbliższej rodzinie?
– Ależ z przyjemnością, wszak rodzina to potęga. A więc spełniony mąż, ojciec i dziadek: żona Danuta, dwoje dorosłych, usamodzielnionych dzieci – Donata i Janusz ze swoimi ślubnymi połówkami Anią i Michałem, pięcioro wnuków: Nadia, Oskar, Paweł, Milena (uczniowie) oraz Daria – tegoroczna szczęśliwa maturzystka, a od nowego roku akademickiego studentka AWFiS w Gdańsku.
– Co lubi Pan robić w wolnych chwilach?
– Na ogół staram się czas zagospodarować racjonalnie (aczkolwiek bez cienia pracoholizmu!), by starczyło go do tańca i do różańca, stąd mam wolne chwile. Wówczas np. wspólnie z żoną spaceruję, jeżdżę rowerem, wyprowadzam psa. A przy okazji podziwiam przyrodę i kontempluję ciszę.
– Marzenie Tadeusza Kruka to…
… obyśmy zdrowi byli. I odrobinę życzliwsi, i – jako nacja – mądrzy przed szkodą, a nie po niej, bo jak powiedział Norwid: „Ojczyzna to wielki zbiorowy obowiązek”.
– Dziękuję za rozmowę
– Dziękuję również
Rozmawiał: WSZ
Fot. Nadesłane Tadeusz Kruk
Zapisz się na darmową prenumeratę Kuriera Przasnyskiego!