„Piątka dla zwierząt” była tylko zapalnikiem do strajku. Niezadowolenie na wsi narastało od lat

PA scaled
Z Tomaszem Bieleckim, Przewodniczącym Komisji Programowej NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność w województwie mazowieckim rozmawiamy o jutrzejszym strajku rolników w powiecie przasnyskim i sytuacji polskiego rolnictwa. Nasz rozmówca porusza tematy związane z tzw. „piątką dla zwierząt”, która była zapalnikiem do strajku polskich rolników, a także o problemach z jakim zmaga się dzisiejszy rolnik.

– Już jutro (środa, 21 października 2020) przasnyscy rolnicy, tak jak w innych regionach kraju, będą po raz kolejny strajkować, co to oznacza?
– W sensie technicznym, będzie to normalny przejazd ciągników na trasie z Przasnysza do Chorzel. Można się spodziewać pewnego spowolnienia na tej trasie, ale to normalne w tego typu protestach. W sensie strajkowym, będzie to manifestacja niezadowolenia rolników z obecnej sytuacji. Wprowadzenie pod obrady projektu ustawy, tzw. „piątki dla zwierząt” było tylko zapalnikiem. Niezadowolenie na wsi narastało od lat. Sprawy związane m.in. z ASF, bydłem mięsnym, tzw. „leżakami”, owocami miękkimi powodują, iż rolnicy muszą się posunąć do prawie ostatecznych kroków. Rządzący mają szczęście, że nie protestują w sposób w jaki robią to chociażby ich koledzy z Francji.

– Jakie nastroje panowały wśród strajkujących rolników czasie Waszej demonstracji w środę 7 października?
– Nastroje były bojowe dosłownie i w przenośni. Rolnicy są oburzeni takim obrotem sprawy. Czują się po raz kolejny oszukani i potraktowani instrumentalnie. Wielu z rolników chce zaostrzenia protestów. W przeszłości rolnicy dali się we znaki, np. wysypując zboże z wagonów kolejowych (A. Lepper), blokowanie rond, czy wylewanie gnojówki. Obecnie pojawiają się podobne pomysły, być może zostaną zrealizowane.

– Jesteście przeciwni tzw. piątce dla zwierząt, czy wszystkie jej postulaty są dla Was rolników nie do przyjęcia?
– Ciężko jest odpowiedzieć na tak zadane pytanie. Trzeba sobie na początek wyjaśnić kilka kwestii. Oczywiście, zgodnie prawem, posłowie mogą wprowadzić pod obrady każdy projekt ustawy. Tak zwany projekt poselski, nie musi być z nikim konsultowany. I choćby był, i tak szkodliwy dla jakiejś grupy społecznej, to jeśli uzyska większość parlamentarną, staje się w końcu ustawą. Oczywiście można ją zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego. Zastanawiający jest cel wprowadzenia tej ustawy dwa miesiące po wyborach prezydenckich, w których wygrał pan Andrzej Duda. Prezydent wygrał wybory w znacznej mierze dzięki rolnikom, ludziom wsi oraz mieszkańcom miast powiatowych, w których ustawa ta bezpośrednio uderza. Następna sprawa to treść ustawy. Widać, iż ustawa pisana jest na „kolanie”, bez przemyślenia i konsultacji. Do jednego worka wrzucono na raz kilka problemów, które powinno się uregulować w zupełnie innych ustawach. Rolnicy na pewno nie zaakceptują w tej czy innej ustawie rozwiązań dotyczących tzw. uboju rytualnego. Jest to sprawa, dla regionu Północnego Mazowsza kluczowa. Nie do pomyślenia jest również tworzenie quasi instytucji, które opierają się na czynniku organizacji społecznych. Można zadać tutaj pytanie: po co mamy państwo, skoro nie potrafi skutecznie poprowadzić żadnej służby czy inspekcji? Idąc tym tokiem rozumowania można np. zastąpić policję organizacjami społecznymi, które miałaby dbać o porządek itd. tylko po co? W Polsce jest już państwowa inspekcja do kontroli zwierząt, tj. weterynaria. Czy ta służba jest już niepotrzebna? Wystarczy wyposażyć ją w odpowiednie uprawnienia, jeśli ich jeszcze nie ma oraz dofinansować. Bez sensu jest to, że kwestia schronisk, zwierząt cyrkowych i trzymanych dla rozrywki, znalazła się również w tym projekcie. Przepisy ich dotyczące powinny zostać wpisane do ustawy o samorządzie gminnym lub powiatowym i innych. Część rolników hoduje konie. Konie te obecnie nie wykorzystywane są już do pracy. Służą właśnie do rozrywki. A co będzie z końmi znajdującymi się w Państwowej Stadninie w Krasnem? Natomiast sprawa tzw. zwierząt futerkowych rolników w ogóle nie dotyczy. Jest to dział, który nie jest do końca jest działalnością stricte związaną z rolnictwem. Dotyczy to raczej przemysłu około rolniczego, ale wpływa na koszty działalności np. ubojni, a to już dotyka bezpośrednio rolnika hodującego zwierzęta.

– Czego więc w tej sprawie oczekujcie od polskiego rządu?
– Nie będę tu oryginalny. Żądamy od posłów, ponieważ mają decydujący głos, wycofania projektu ustawy z sejmu. W taki sposób nie można tworzyć prawa. W tej kwestii nic się nie zmienia od 1989 roku. Oczekujemy od rządu zajęcia się na poważnie rolnictwem, które od 1989 roku traktowane jest jak „piąte koło u wozu ”.

– Czy zmiany zaproponowane w spornej ustawie przez władze są dla Was satysfakcjonujące?
– Pojawiające się propozycje np. odszkodowań dla rolników traktowane są jako kiepski żart. W ten sposób można wszystko zamknąć i dać każdemu odszkodowania. Tylko kto będzie pracował na te odszkodowania? Oczywiście papier wszystko przyjmie. Życie i budżet państwa wszystko zweryfikuje.

– Z jakimi problemami zmaga się współczesny rolnik?
– To jest temat rzeka. Każdy rolnik zapewne powie co innego, ale są pewne rzeczy niezmienne. Rolnik sieje zboże, hoduje zwierzęta czy ma plantację malin w konkretnych celach m.in. zapewnienia żywności Polakom. Tak jest od zawsze. Istotną rzeczą jest tutaj cena po jakiej rolnik sprzedaje swoje produkty. I tu zaczynają się schody. W Polsce w odróżnieniu od pozostałych krajów zachodniej UE, cenę kształtuje „niewidzialna ręka rynku”. Niektórzy ekonomiści i eksperci powiedzą, iż cenę produktów rolnych kształtuje rynek. Ale jest to półprawda. W trakcie kryzysu finansowego 2008 roku, zaczęto mówić, iż „kapitał ma narodowość”. Jaki to ma wpływ na np. cenę sprzedawanej trzody czy bydła od przasnyskich rolników? Ano taki, iż ten kto jest właścicielem ubojni, dyktuje ceny skupu. To, co w zachodnioeuropejskim rolnictwie jest normą, w polskim nadal jest abstrakcją. Podam kilka przykładów aby rozjaśnić obraz. Największa spółdzielnia producentów trzody w Europie, Danisch Crown, jest własnością duńskich rolników. Spółdzielnia ta kilka lat temu wykupiła akcje od szwedzkich rolników – Zakłady Mięsne Sokołów SA w Sokołowie Podlaskim. Wraz z Sokołowem, w ręce Spółdzielni trafiło kilka innych zakładów przetwórstwa mięsnego. Zakłady Mięsne Morliny SA są własnością chińskiej firmy Shuanghui International Holdings. Wcześniej były własnością amerykańskiego giganta Smithfield Foods. Olej Kujawski, produkowany jest przez Zakłady Tłuszczowe Kruszwica SA, należy do holenderskiej firmy – Koninklijke Bunge BV, Windstorm Trading & Investments Limited. Podobnie jest na rynku cukru. Dzięki staraniom Gabriela Janowskiego byłego ministra rolnictwa i przewodniczącego NSZZ RI Solidarność, udało się uratować część cukrowni. Reszta trafiła w ręce niemieckie. Cukrownia Glinojeck, należy do niemieckiej rodzinnej firmy Pfeifer & Langen GmbH & Co. KG. W 2003

roku, nowy właściciel cukrowni w Krasińcu niemiecki Nordzuker, rozpoczął ostatnią kampanię buraczaną w cukrowni. Co się dalej stało z Krasińcem, każdy wie i widzi. Należy dodać, iż niemiecki potentat jest własnością niemieckich rolników. Nie inaczej jest w sektorze bankowym. Do niedawna największym bankiem komercyjnym obsługującym sektor rolnictwa, był BGŻ SA, który należał do holenderskiej grupy spółdzielczej Rabobank. Spółdzielczą historię posiada również obecny w Polsce Bank Credit Agricole SA. Widzi Pan, iż w gospodarce ma znaczenie kto jest właścicielem, ponieważ zyski wypracowane przez firmę trafiają do jej właściciela. Przez okres 25 lat po 1989 roku, najważniejsze gałęzie gospodarki, sprzedaliśmy kapitałowi zagranicznemu. Podobnie było z handlem. Zdecydowana większość tzw. handlu wielkopowierzchniowego znajduje się w rękach kapitału zagranicznego. Po 1989 r. nikt nie pomyślał o uratowaniu tego co nam zostawiła komuna. Kolejna drenacja naszego rynku nastąpiła po 2004 roku. Oczywiście i tu sytuacja jest odmienna niż w krajach starej UE. Tam państwo i samorządy ograniczają handel wielkopowierzchniowy i tym samym wspierają handel lokalny. Ostatnio w Niemczech podano nazwisko najbogatszego Niemca. Został nim Dieter Schwarz, właściciel sklepów Lidl i Kaufland. Przy tak rozregulowanej gospodarce, trudno jest polskiemu rolnikowi konkurować, już nie tylko za granicą ale i we własnym kraju. Należy też wspomnieć o zagospodarowaniu przestrzennym, a tak naprawdę jego braku. Zabudowa łanowa, nieznana na południu i zachodzie Europy, powoduje coraz większe trudności w gospodarowaniu rolników na wsi.

– Jakie zagrożenia dla rolnictwa Pańskim zdaniem niesie tzw. piątka dla zwierząt?
– W świat poszła już informacja, iż Polska wprowadza ograniczenia dot. uboju rytualnego. Około 40% eksportu mięsa wołowego pochodzi właśnie z takiej formy uboju. Dodam jeszcze, że ok 90 procent produkcji bydła mięsnego pochodzi od producentów krów mlecznych. Ceny żywca wołowego już spadają. Tak naprawdę są niestabilne od zeszłego roku, od tzw. „afery leżakowej”. Przy dużej podaży bydła, jaka jest na terenie Północnego Mazowsza, Warmii i Mazur, Podlasia można się spodziewać znacznych spadków cen żywca. Państwo nie zadbało o rynek wewnętrzny,w związku z czym stracimy część rynków zewnętrznych i nie będziemy w stanie zagospodarować tej ilości mięsa. Jeżeli projekt przejdzie w formie zaproponowanej na I posiedzeniu sejmu we wrześniu i zostanie zapis dot. organizacji tzw. pro zwierzęcych mogą się dziać niepokojące sytuacje. Organizacja taka będzie miała prawo, a policja obowiązek asysty, przy wejściu na teren gospodarstwa rolnego i odebraniu zwierząt według własnego uznania, bez konieczności badania zwierzęcia. Ponadto ustawa ta będzie otwierać drzwi do kolejnych ograniczeń w rolnictwie. Politycy już mówią o ograniczeniu produkcji drobiu a także trzody. Wchodzimy też na grząski grunt ideologiczny, który oskarża człowieka i rolnictwo o zmiany klimatyczne i zatruwanie środowiska naturalnego. Szkoda, że zamiast wprowadzać identyczne przepisy jakie funkcjonują w zachodniej Europie, tworzymy przepisy oderwane od unijnej rzeczywistości.

– Co jeśli wprowadzone zamiany w ustawie nie będą dobre dla polskiego rolnika?
– Cała ustawa jest niedobra dla polskiego rolnictwa. Miasta takie jak Przasnysz, Maków Mazowiecki czy Ciechanów są gospodarczo związane z rolnictwem. Wiele firm zlokalizowanych w miastach obsługuje tą branżę. Rolnicy kupują produkty spożywcze, produkty AGD, meble, nowe samochody, materiały budowlane, posyłają dzieci na zajęcia dodatkowe takie jak np. korepetycje itp. Jak spadną dochody rolnikom, spadną również obroty podmiotów gospodarczych w miastach. Zmniejszą się wpływy z podatków, wzrośnie bezrobocie. Gminy aby sprostać swoim podstawowym celom, będą musiały sięgnąć głębiej do kieszeni swoich mieszkańców. Nikt nie chce płacić podatków, a już na pewno wysokich.

– Dziękuję za rozmowę
– Dziękuję również

Rozmawiał: Szymon Wyrostek

 

Zapisz się na darmową prenumeratę Kuriera Przasnyskiego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zaloguj się

Zarejestruj się

Reset hasła

Wpisz nazwę użytkownika lub adres e-mail, a otrzymasz e-mail z odnośnikiem do ustawienia nowego hasła.

×