Z Michałem Wiśnickim, Przewodniczący Rady Miasta i Gminy Chorzele, rozmawiamy o wielu jego inicjatywach społecznych, a także o koronawirusie, wojnie rosyjsko – ukraińskiej, uchodźcach i… o okresie letnio-wakacyjnym, na który Stowarzyszanie Towarzystwo Przyjaciół Chorzel przygotowuje różne niespodzianki.
– Co słuchać u „człowieka renesansu” z Chorzel, nad jakimi przedsięwzięciami Pan pracuje?
– A tym razem zaskoczę i powiem, że… nad niczym. Ale od razu sprecyzuję: nad niczym nowym. Po prostu wiele projektów, które zostały rozpoczęte wcześniej, wymaga finalizacji. Dlatego ten rok nie będzie rokiem nowych działań, tylko raczej finiszowania z kilkoma projektami, które rozpoczęły się wcześniej. No… może skłamałbym, gdyby nie pojawiło się zupełnie nic nowego. Jednak co najmniej kilka pomysłów jest w fazie wczesnego projektowania. Wolę więc dmuchać na zimne i nie zdradzać wszystkiego. Dotyczy to zarówno działalności związanej z Towarzystwem Przyjaciół Chorzel, jak i z działalnością wolontariacką czy samorządową.
– Można powiedzieć, że pewnym sensie uporaliśmy się z epidemią Covid–19, jak wspomina Pan swoją działalność w tym trudnym czasie?
– Cóż, moim skromnym zdaniem wcale się z tym nie uporaliśmy. Po prostu odeszła kolejna fala. Przyjdą następne. Czy się to nam podoba czy nie. Wystarczy zerknąć na dane epidemiczne z Niemiec z ostatniego weekendu: niemal 250 tysięcy przypadków zachorowań. Oczywiście nowe mutacje wirusa są słabsze, ale sama choroba nie zniknie. Inna sprawa, że musimy się do tego przyzwyczaić. W jakiejś mierze covid pozostanie z nami już na zawsze.
A jak wspominam ten czas? Jak każdy kryzys oprócz strat są i zyski. Ekonomicznie jako kraj czy kontynent straciliśmy dużo. Ale jednocześnie nauczyliśmy się korzystać z pracy zdalnej, która nie ogranicza się tylko do szkoły. Wiele rzeczy sam dzisiaj wolę robić zdalnie. To wygodniejsze i szybsze rozwiązanie. Dzięki epidemii nauczyłem się choćby prowadzić relacje na żywo w Internecie. Dwa lata temu organizowałem takie „streamy” z naszego chorzelskiego kościoła. W Niedzielę Wielkanocną byłem jedną z pięciu osób w świątyni. Z komórką i komputerem – żeby organizować dla parafian transmisję mszy wielkanocnej! Myślę, że to wspomnienie zostanie ze mną już na zawsze.
– Od 24 lutego mamy wojnę na Ukrainie, a do Polski napłynęła fala Ukraińców. W jaki sposób pomagają uchodźcom organizacje, w których Pan aktywnie działa?
– Pierwsze 48 godzin od wybuchu wojny było dla mnie ogromnym szokiem kulturowym i egzystencjalnym. Jako polonista co roku mam zajęcia z literatury czasów wojny i okupacji. Do tej pory prowadziłem te lekcje z poczuciem, że jest to straszna – ale jednak tylko historia. Tymczasem owa historia literacka sprzed 80 lat z dnia na dzień stała się częścią naszego życia.
Już jednak w weekend po 24 lutego pojawiły się pierwsze myśli, że trzeba coś robić. Choćby w minimalnym stopniu. Zaczęliśmy z grupą WolonWariaci od szybkiej zbiórki leków. W ciągu tygodnia przygotowaliśmy samochód dostawczy medykamentów, które przesłaliśmy dzięki zaprzyjaźnionym osobom do Lwowa. Tam już na miejscu dzielono zebrane rzeczy i kierowano na front. Potem poszła zbiórka koców, śpiworów, a nade wszystko żywności. Tej udało się w Chorzelach zebrać przeszło tonę. To również wysłaliśmy bezpośrednio do Ukrainy.
Teraz jest czas pomocy tym, którzy są z nami. Obecnie wspieram kilka rodzin, które przyjęły pod swój dach Ukraińców. Z diety radnego kupiłem m.in. węgiel do ogrzewania niezamieszkałego domu, w którym zatrzymała się ukraińska rodzina z dziećmi.
Ale widzę też, że potrzeba pomocy długofalowej. Dlatego za pośrednictwem chorzelskiego zakładu Bel Polska złożyłem wniosek do międzynarodowej Bel Foundation o grant na wsparcie osób z Ukrainy, które zatrzymały się w naszych okolicach. Myślę o realizowaniu zajęć z języka polskiego dla dorosłych, o organizacji dodatkowych zajęć sportowych dla dzieci. Ale także o integracji. Może uda nam się zorganizować wspólne warsztaty kulinarne dla mieszkańców naszej gminy i Ukraińców – tak byśmy nauczyli się swoich zwyczajów. Lepiej poznali i spróbowali pomóc tym, którzy u nas się zatrzymali. Czekamy na decyzję z Francji, jaki będzie tego efekt.
– Jest Pan również nauczycielem – jak po trudach covidowych zareagowała młodzież na wieść o wybuchu wojny na Ukrainie?
– Wbrew pozorom to trudne pytanie. Uczę osoby dorastające, mające 17-18 lat. One sporo wiedzą i oglądają dużo obrazów wojny w internecie. Ale jednocześnie uczniowie chyba nie dostrzegają realności tych wydarzeń. Na tik toku oglądają film z zestrzeliwanym śmigłowcem rosyjskim, a za chwilę nastolatkę z USA pokazującą swój najnowszy układ taneczny. I dla młodych każda z tych informacji ma taką samą wartość. W tak zmediatyzowanym świecie trudno jest rozmawiać o wojennych dramatach i tragediach. Prawdziwa śmierć na wojnie jest przez młodzież odbierana podobnie jak scena z gier komputerowych. 17-latkowie, choć to akurat szczęście, nie mieli okazji przeżywać takiego zjawiska w swoim życiu. Brakuje im więc wyobraźni. Nie chcę na lekcjach epatować tymi obrazami, ale nie można przejść nad tym obojętnie. Bo według mnie ta wojna zmienia absolutnie wszystko. I jestem przekonany, że za chwilę odbije się nie tylko na naszych kieszeniach, ale przede wszystkim na zmianie stylu życia. Wcześniej czy później, ale odczujemy to wszyscy. I tylko Bogu dziękować, że tym razem Polska jest bliżej Zachodu niż w roku 1945.
– Jak według Pana, jako Przewodniczącego Rady Miasta i Gminy, wpłynie okres wojenny na gminę Chorzele?
– Myślę, że przede wszystkim odczujemy to ekonomicznie. Wzrost cen paliwa, węgla, gazu – to wzrost wydatków publicznych. Na ogrzewanie, na oświetlenie ulic, na prowadzone inwestycje. Nie widać na razie końca wojny w Ukrainie – a to nie sprzyja stabilizacji ekonomicznej. Mamy kilkadziesięcioro dzieci z Ukrainy w naszych szkołach. Może się okazać, że od września będziemy tworzyć regularne klasy przygotowawcze. Zwykle takie zadania są przerzucane na samorządy. Nie ma więc co się oszukiwać: idzie trudny czas. Dla każdego z nas indywidualnie, a co za tym idzie – także dla samorządów.
Z drugiej strony chciałbym bardzo, żebyśmy odczuli to wyłącznie ekonomicznie. Kiedy patrzę na obrazki z Ukrainy, to myślę sobie, że jednak nasz uszczerbek jest niczym w porównaniu z tym, co Rosjanie zgotowali naszym wschodnim sąsiadom.
– Co na okres letnio-wakacyjny przygotowuje Stowarzyszanie Towarzystwo Przyjaciół Chorzel?
– Czuję się trochę wywołany do tablicy. Ale to dobrze. Mieliśmy jeszcze chwilę trzymać to w tajemnicy, ale chyba nie ma już co. Dlatego uwaga – zdradzam sekret: zapraszamy wszystkich mieszkańców naszego powiatu na nasz tradycyjny „Koncert z dobrym smakiem”. Tym razem zaprosiliśmy do Chorzel Edytę Geppert z towarzyszącymi jej artystami. Koncert odbędzie się 19 czerwca. Mamy nadzieję na kolejne niezapomniane przeżycia i kolejny wyjątkowy wieczór. Kto choć raz był na naszej imprezie tego typu, ten wie, że trzymamy poziom i wszystko będzie zapięte na ostatni guzik. Może też pani Edyta wleje w nas trochę optymizmu w tych niewesołych czasach.
W tym roku liczymy mocno na finalizację naszego pomysłu letniej szkoły archeologii. Co prawda wciąż Urząd Marszałkowski nie przekazał jeszcze na ten cel środków, więc nic nie mogliśmy przygotować, ale liczymy, że jednak uda się to w wakacje doprowadzić do końca. Przypomnę, że nasz projekt wygrał w głosowaniu na Budżet Obywatelski Mazowsza 2021 i powinien być zrealizowany w tym roku.
Wreszcie dzięki zwycięskiemu projektowi w Budżecie Obywatelskim Powiatu Przasnyskiego nasza gmina zyska bardzo nietypową atrakcję. Będzie to… Sacharynek. Taką postać wymyśliliśmy w TPCh jakiś czas temu. Ma to być coś w rodzaju lokalnej maskotki, na wzór wrocławskich krasnali. Przyznam, że z pomysłem wyprzedziliśmy nawet Przasnysz i jego Przaśnika. Jednak my nie mamy takich nakładów jak miasto Przasnysz, więc przegraliśmy wyścig w finalizacji takiego projektu.
A kim ma być Sacharynek? Ma to być nawiązanie do pogranicznego charakteru Chorzel sprzed 1939 roku. Przez całe XX-lecie międzywojenne w naszych okolicach dominował przemyt, w tym słynnej pruskiej sacharyny. I dlatego naszą maskotką ma być Sacharynek. Jesteśmy już w trakcie finalizacji samej postaci. Jeśli dobrze pójdzie, to być może do końca roku powstanie także komiks przedstawiający historię takiego wymyślonego przemytnika.
Złożyliśmy wreszcie kilka projektów na inne pomysły, ale na razie nie znamy rozstrzygnięć konkursowych, zatem o tym jeszcze „sza”! Nie omieszkamy jednak się pochwalić, jeśli tylko nadejdą pomyślne wieści.
– Czy będzie Pan kontynuował wspaniały projekt „Dietka Radnego”?
– Zdecydowanie tak. Teraz finalizowane są wszystkie projekty, które razem z kolegą Mateuszem Piórkowskim dofinansowaliśmy jesienią ubiegłego roku. Myślę, że nawet po świętach uda nam się zorganizować kolejną edycję, tak by np. szkoły zdążyły zgłosić swoje pomysły przed końcem roku szkolnego. Jesteśmy coraz bliżej końca kadencji, a że zostało mi trochę środków na koncie dietkowym – jest jeszcze co rozdzielić dla autorów najciekawszych pomysłów.
– A jak rozwinęła się akcja z aplikacją „Przytul. to”?
– No i tu muszę przyznać, że trochę utknęliśmy w martwym punkcie. Aplikacja działa, ale wymaga kilku poprawek technicznych. Chodzi m.in. o usprawnienie dodawania wpisów, ich zarządzania i usuwania nieaktualnych ogłoszeń. Wiosnę mam bardzo obciążoną zawodowo, więc musiałem siłą rzeczy odsunąć to na dalszy plan. Ale mam zamiar uaktualnić aplikację do okresu jesiennego.
– Oczywiście nie samą pracą i wyzwaniami człowiek żyje. Jakie są pańskie wakacyjne plany.
– Najpierw Zanzibar, potem jakiś rejs na Malediwy, zahaczymy także o Kubę i może jeszcze Floryda… I to na początek! Brzmi nieźle, prawda? W ostatni piątek był prima aprilis, więc proszę tak właśnie to potraktować. Tak jak mówiłem wcześniej, wojna w Ukrainie rzuca cień na całe nasze życie, a więc także na takie pomysły. Kto nam zagwarantuje, jakie będą możliwości np. podróżowania samolotem w wakacje? A może benzyna będzie po 10 złotych? Z ciężkim sercem, ale na razie odłożyłem wszystkie zagraniczne marzenia wakacyjne. Być może w wakacje zaszyję się na tydzień na Suwalszczyźnie. Polubiłem ten region, z wzajemnością zresztą. Pierwszy raz byłem w Suwałkach latem 2020 roku. Od tego momentu stałem się wielkim fanem tego miejsca. Tam na pewno znajdę takie miejsce, żeby odpocząć. Wspaniała kuchnia, raczej cywilizowani turyści, niekoniecznie szukający tancbudy w każdej wsi. Nieskażona przyroda. Nic tylko jechać na nasz biegun zimna! Tam na pewno da się złapać właściwą perspektywę. Czego wszystkim życzę na zbliżające się powoli wakacje!
– Dziękuję za rozmowę
– Dziękuję również
Rozmawiał: WS
Zapisz się na darmową prenumeratę Kuriera Przasnyskiego!
Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.
Ściśle niezbędne ciasteczka
Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek.
Jeśli wyłączysz to ciasteczko, nie będziemy mogli zapisać twoich preferencji. Oznacza to, że za każdym razem, gdy odwiedzasz tę stronę, musisz ponownie włączyć lub wyłączyć ciasteczka.
Ciasteczka stron trzecich
Ta strona korzysta z Google Analytics do gromadzenia anonimowych informacji, takich jak liczba odwiedzających i najpopularniejsze podstrony witryny.
Włączenie tego ciasteczka pomaga nam ulepszyć naszą stronę internetową.
Najpierw włącz ściśle niezbędne ciasteczka, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje!