Schudła ponad 20 kilogramów i zmieniła swoje życie na lepsze

Fot

 

Problemy zdrowotne, złe samopoczucie i trudności z poruszaniem się spowodowały, że postanowiłam coś zmienić w swoim życiu. Bałam się, że nie podołam finansowo i nie dam rady zmienić swoich nawyków żywieniowych. Teraz jestem dumna, bo się udało! Jestem ponad 20 kilogramów lżejsza! – o swojej przemianie opowiada mieszkanka Jednorożca, Iwona Wdowińska.

– Jak zaczęła się Pani przygoda z odchudzaniem?
– Zawsze wiedziałam, że ważę za dużo, a gdy pojawiły się problemy zdrowotne i kłopoty z poruszaniem się – gdy szłam i sapałam, to wiedziałam, że jest niedobrze. Problem miałam z założeniem, czy z zawiązaniem butów. Postanowiłam coś ze sobą zrobić, żeby zrzucić zbędne kilogramy. Jednak pojawił się strach, jak to zawsze przed czymś nowym. Bałam się, że nie podołam finansowo, że nie dam rady zmienić swoich dotychczasowych nawyków żywieniowych i nie wytrzymam na diecie. Obawiałam się też ośmieszenia, że podejmę się walki z nadwagą i nie dam rady nic osiągnąć. Jednak wyzwanie pojęłam. Tak naprawdę trochę się podpytałam innych osób, które już miały przygodę z odchudzaniem, Każdy mówił, jakie to są duże pieniądze, jak to dużo kosztuje. Dlatego byłam pełna obaw. Wiadomo o zdrowie trzeba dbać, ale finanse są niestety ważne. W końcu przełamałam się i zaczęłam swoją przygodę. Teraz wiem, że nie jest to wcale bardzo drogo, nie są to kolosalne kwoty. Najważniejsza była zmiana dawnych nawyków.Tak właściwie to najdroższa była opłata za udział w ćwiczeniach i wizyty u dietetyka, a zakupy po prostu inne – więcej warzyw, owoców i jogurtów. Do tego musiałam regularnie jeść o stałych porach. Dostałam zeszyt z zasadami żywienia, godziny posiłków i listę zakupów. Nie ukrywam, na początku przepisy były niczym czarna magia. Na co dzień pracuję, więc ciężko mi było wszystko robić tak jak w tym zeszycie. Zaczęłam od przygotowywania posiłków na dwa dni, np. zupę gotowałam z dwóch porcji, przekładałam do słoików. Było mi łatwiej. Niektóre przyrządzone potrawy mroziłam. Kiedy miałam mało czasu na przygotowanie posiłku, to je wyciągałam czy kiedy wracałam późno zmęczona po pracy. I tak to poszło.

– Od kiedy zaczęła się Pani odchudzać i ile to trwało?
– W zasadzie zaczęłam w ubiegłym roku w styczniu, a zakończyłam we wrześniu. Byłam w trzech edycjach programu „Walcz z nami z kilogramami”. Teraz staram się utrzymać to, co już osiągnęłam. Mam dalej swoje zeszyty i z nich korzystam, żeby było mi łatwiej. A poza tym po prostu przyzwyczaiłam się do tego, żeby jeść posiłki regularnie, żeby były lżejsze pod względem kalorycznym, bo wtedy lepiej się czuję. Pamiętam o tym, aby wziąć kanapkę do pracy, a nie w przerwie biec do sklepu po bułę. Kanapka musi mieć dużo warzyw, sałatę, ogórek, rzodkiewkę lub pomidora. Posiłek jest objętościowy, ale mało kaloryczny.Wtedy nie jestem głodna.

– Jak wyglądało Pani odżywianie przed dietą?
– Wcześniej przede wszystkim nie żywiłam się regularnie. Jadałam zazwyczaj w ciągu dnia dwa, góra trzy posiłki , ale obfite. Zjadłam śniadanie i jechałam do pracy. Przeważnie nic nie brałam do jedzenia albo jak wzięłam, to nie miałam kiedy zjeść. Po powrocie do domu, gotowałam obiad, ale byłam tak głodna, że zanim był gotowy, to podjadałam. Potem zjadałam obiad i zmęczona po całym dniu siadłam przed telewizorem lub kładłam się na kanapie.Teraz wygląda to zupełnie inaczej. Jadam pięć razy, ale mniejsze ilości i mniej kaloryczne posiłki. Przy tym piję bardzo dużo wody.

– A jak było z odżywianiem podczas świąt?
– Generalnie ja cały czas w stu procentach nie stosowałam tej diety. Kiedy miałam ochotę na coś słodkiego, kawałek ciasta albo coś spoza diety, wówczas pozwalam sobie, ale w to miejsce nie zjadałam jakiegoś posiłku z mojego zeszytu. Wtedy kalorie się wyrównywały. Inaczej nie dało rady. Trzeba do wszystkiego podchodzić z rozsądkiem. Podczas diety nie trzeba stricte trzymać się jadłospisu. Kawałek ciasta w święta mnie nie zabije od razu. Można zrobić małe odstępstwa, ale trzeba uważać, żeby nie wrócić do dawnych nawyków. Zresztą nasza dietetyczka dała nam przepisy na słodkie przekąski, na przykład murzynek z ciecierzycy – więc można od czasu do czasu bezkarnie osłodzić sobie życie. Teraz staram się jeść wszystko, ale w odpowiednich ilościach.

– Pod czyją opieką Pani była podczas programu?
– Program prowadziła dietetyczka Violetta Ulatowska i trenerka fitness Edyta Bobińska. Program „Walcz z nami z kilogramami” obejmował ustawienie diety indywidualnej przez dietetyczkę i udział w ćwiczeniach. Porady dietetyczki odbywały się raz w miesiącu, natomiast ćwiczyć można było przez pięć dni w tygodniu. Jeśli tylko czas pozwalał na to. Edyta Bobińska prowadziła zajęcia dwa razy w Przasnyszu, dwa razy w Jednorożcu i raz w Chorzelach w ciągu tygodnia. Moje ulubione, to ćwiczenia w basenie – aqua aerobik. Pod okiem trenera czułam się bezpieczniej, wiedziałam, że ćwicząc nie zrobię sobie krzywdy. Dla Pani Edytki duże ukłony, bo wspaniale prowadzi swoje zajęcia. Nie ma jakiegoś hejtu, że ktoś sobie z czymś nie radzi. Podchodzi, pokazuje, tłumaczy jak poprawnie wykonać ćwiczenie. Dzięki niej, wszyscy czuli się w grupie dobrze. Nie było jakiejś niezdrowej rywalizacji. Atmosfera na zajęciach była tak przyjazna, że chętnie się na nie szło. W dodatku w grupie ćwiczy się dużo lepiej.

– Teraz też Pani ćwiczy?
– Ze względu na pandemię koronawirusa, na jesieni zajęcia odbywały się on-line. Teraz nie ćwiczę tak regularnie, ale zawsze jestem w ruchu, spacer, rower, kijki. Jednak na wiosnę ruszę na kolejne treningi, bardzo na to czekam.

– W jaki sposób dowiedziała się Pani o programie?
-Widziałam posty na Facebooku, zainteresowały mnie, a poza tym zainspirowała mnie Pani Barbara Panuś, która też brała udział w programie i osiągnęła sukces. Poprawiła swoja sylwetkę i tym samym zadbała o własne zdrowie.

– Ile kilogramów udało się pani schudnąć?
– Udało mi się zrzucić ponad 20 kilogramów. Musiałam zmienić ubrania, bieliznę. Z rozmiarów 52,54 przeszłam na 48, a nawet 46. Dodam, że przede wszystkim leki zostały zmienione i zmniejszone dawki. Wyszło mi to na zdrowie. Dużo lepiej się czuję.

– Co zmieniło się w Pani życiu po tej metamorfozie?
– Mam lepsze samopoczucie, więcej energii i siły. Gdy niedawno robiliśmy remont domu, sama byłam pod wrażeniem, ile ja potrafię zrobić. Wcześniej na pewno bym tyle nie zrobiła. Jestem bardziej czynna ruchowo.

– Czy rodzina wspierała Panią w tym przedsięwzięciu?
– Tak ,oczywiście. Wszyscy mi kibicowali, nikt nie narzekał, że zostawiam dom z rozpoczętym remontem i wychodzę na ćwiczenia. Część nawyków żywieniowych mąż ode mnie przejął. Wcześniej lubił jeść tylko mięsne potrawy, teraz chętnie zje jogurt, serek wiejski, wszelakie warzywa czy owoce.

– Co było najtrudniejsze w tej przygodzie?
– Najtrudniej było mi podjąć decyzje i zacząć odchudzanie, a potem, to już poszło.

– Czy inni ludzie zauważyli zmiany?
– O tak, otrzymałam wiele miłych słów aprobaty, które bardzo mnie motywowały do dalszego działania. Niektórzy mnie nie poznawali, mówili, że zmieniłam się na lepsze, że wyglądam młodziej.

– Czy zachęciłaby Pani innych, by spróbowali na wiosnę rozpocząć swoją metamorfozę jak Pani?
– Jak najbardziej, trzeba spróbować, i to nie dla innych, ale dla siebie. Warto uwierzyć, że się potrafi. Nie ma się czego wstydzić czy bać. Zawsze jest coś do poprawy. Myślę, że u każdego, chociażby samopoczucie. Ja również dalej podejmuję wyzwanie, ale już z większą świadomością. Chce jeszcze zrzucić około 5 kilogramów, a ćwiczeniami poprawiać w dalszym ciągu kondycję.

– Dziękuję za rozmowę i życzę Pani wytrwałości w dążeniu do celu.
– Dziękuję również

Rozmawiała: AB

Zapisz się na darmową prenumeratę Kuriera Przasnyskiego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zaloguj się

Zarejestruj się

Reset hasła

Wpisz nazwę użytkownika lub adres e-mail, a otrzymasz e-mail z odnośnikiem do ustawienia nowego hasła.

×