To był jubileuszowy udział Tadeusza Kruka w teleturniejach


W minioną środę, 22 września Tadeusz Kruk po raz 10. wystąpił w teleturnieju. Swój jubileuszowy występ zakończył dojściem do finału „Jednego z dziesięciu”. Nasz rozmówca przyznaje, że… […] nie wyobraża sobie występu przed kamerą bez dreszczyku emocji […].
– Dlaczego zdecydował się Pan na występ w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”?
– Jestem fanem tego teleturnieju od początku jego istnienia, a więc od 27 lat. Dodam, że teleturnieje są moją pasją, szczególnie te wiedzowe, a takim jest właśnie „Jeden z dziesięciu”. Na pozycji widza idzie mi z reguły nieźle, stąd chęć sprawdzenia się w roli gracza, a tym samym przetestowanie samego siebie.
– Czy był to pierwszy Pański występ w teleturnieju telewizyjnym?
– Powiem górnolotnie, że był to mój występ jubileuszowy, bo już 10! Zaczynałem w „Jednym z dziesięciu” 26 lat temu. Potem wracałem do tego programu trzykrotnie (1999, 2007 i 2021), wliczając start ostatni. A po drodze był „Va Banque” (1998), dwukrotnie gościłem wraz z rodziną w „Salomonie” (1998; pierwszy odcinek wygrany), potem były „Zabawy językiem polskim (1999, wygrany), „Naucz się i wygraj” (1999) oraz „Familiada” (2005). Z każdym z nich wiążą się niezapomniane wspomnienia i wspaniała przygoda.
– Pamięta Pan prowadzących?
– Tego się nie zapomina! Podam w kolejności wymienionych teleturniejów: Tadeusz Sznuk, Kazimierz Kaczor, Adam Biedrzycki, Tomasz Bednarek, Ewa Wachowicz i Karol Strasburger.
– Jak wyglądał proces dostania się do programu emitowanego w telewizji?
– Zgłoszenie – eliminacje – nagranie – emisja, co zajęło około roku. Eliminacje, z uwagi na pandemię, odbyły się online. Wymóg minimum 18 poprawnych odpowiedzi na 20 zadanych pytań, czyli 90%.
– Jak długo się Pan przygotowywał do występu w programie?
– Praktycznie jest to proces ciągły. Przede wszystkim, od lat, w miarę systematycznie, oglądam różne teleturnieje, co w połączeniu z wiedzą z innych źródeł procentuje szansą na start.
– Czy był Pan stremowany występem w programie?
– Nie wyobrażam sobie występu przed kamerą bez dreszczyku emocji, choć niektórzy twierdzą, że jak dzieją się wokół ciekawe rzeczy, to na tremę… nie ma czasu. Emocje są zawsze, pomimo, że udział w konkursach traktuję, przede wszystkim, jako dobrą zabawę. Na uwagę zasługuje już sama autoprezentacja, która powinna być zwięzła, krótka i czytelna. Przypomnę swoją: „Tadeusz Kruk z Drążdżewa Małego w powiecie makowskim. Nauczyciel emeryt. Główne zainteresowania to historia, w tym lokalna ze wskazaniem na Kurpiowszczyznę oraz literatura i szaradziarstwo”.
– Czy któreś z pytań Pana zaskoczyło?
– Przyznam, że pytania kierowane do mnie nie były wyśrubowane, więc zaskoczenia nie było. Niemniej regulaminowe 3 sekundy nie zawsze wystarczają na zebranie myśli, stąd na 16 zadanych pytań dałem aż 3 błędne odpowiedzi. I tak, nie wiedzieć czemu niemieckiemu matematykowi Gaussowi przypisałem narodowość szwedzką, dyktator Batista uleciał mi z pamięci, natomiast przestawienie dwóch ostatnich liter w rodzimym alfabecie to mój błąd na życzenie, gdyż próbując zakwestionować „oczywistą oczywistość” zamieniłem je miejscami (śmiech).
– Jakie wrażenie zrobił na Panu prowadzący Pański imiennik Tadeusz Sznuk?
– Ponieważ był to mój czwarty start w „Jednym z dziesięciu”, więc tyle razy miałem przyjemność spotkać redaktora Sznuka, i – poza uściskiem dłoni – zamienić ze swoim znanym imiennikiem kilka słów. Pamiętam go z kultowych audycji radiowych – „Sygnały dnia” i „Lato z radiem”. Wspaniały gospodarz programu, elokwentny i sympatyczny. Po prostu, człowiek z klasą.
– Doszedł Pan do finału teleturnieju. Który etap programu „Jednego z dziesięciu” jest najtrudniejszy?
– Jeśli zastosować jakąś skalę trudności, to zdecydowanie wskażę na etap pierwszy. Wprawdzie padają w nim tylko dwa pytania, i wystarczy odpowiedzieć na jedno, by grać dalej, ale świadomość wpadki jest deprymująca.
– Jakie są jeszcze dalsze Pańskie plany związane z teleturniejami?
– Natura ciągnie wilka do lasu – głosi znane przysłowie. Jednak, póki co, nie mam konkretnych planów w tym zakresie. Życie samo pisze najlepsze scenariusze. No, czasami trzeba mu pomoc (uśmiech). Na pewno pozostanę wiernym fanem teleturniejów, z myślą o ewentualnych startach.
– Przypuszczam, że ma Pan swoich wiernych kibiców. Czy zechciał by Pan im coś przekazać?
– Z największą przyjemnością – podziękowania dla najbliższych i znajomych: Drodzy moi, serdecznie dziękuję Wam za wsparcie i potężną dawkę życzliwości i sympatii, jaką obdarzyliście mnie w związku z udziałem w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.
Rozmawiał: WS