Tworzył repliki średniowiecznych narzędzi tortur
Zainspirował go legendarny Adam Słodowy i tytuł „Zrób To Sam”. Smykałkę do majsterkowania odziedziczył po swoim ojcu. Wykonał m.in. repliki średniowiecznych narzędzi tortur, pojemniki w kształcie serca na plastikowe korki oraz świąteczny napis dla Miasta Przasnysz. Specjalnie dla Czytelników „Kurier Przasnyskiego” o sobie, swoich pracach i zainteresowaniach opowiada – Grzegorz Kocięcki właścicielem pracowni ArtOfKojarr z Przasnysza.
– Skąd u Pana zainteresowanie szeroko pojętym ślusarstwem?
– Metaloplastyka, ślusarstwo i jubilerstwo jako pasja to u mnie wynik ze swoistej ewolucji doświadczeń z lat młodzieńczych i przebytej ścieżki zawodowej. W trakcie dzieciństwa zawsze interesowało mnie jak zbudowane są przedmioty codziennego użytku.
Zaczynałem od rozkręcania budzików i sprawdzania, na jakiej zasadzie działają tryby. Mając 12 lat jeden mechanizm wykorzystałem do budowy małego dźwigu – zabawki na baterie. W tym czasie mniej więcej zorientowałem się, że większą ciekawość budzą u mnie sklepy z narzędziami niż z zabawkami. Po ojcu, stolarzu z zawodu (zmarł kiedy miałem 3 lata) została biblioteka o tematyce technicznej m.in. „Zrób To Sam” Adama Słodowego. Bez wątpienia ten tytuł wywarł na mnie największe wrażenie. Były też książki o modelarstwie lotniczym i wodnym, a wraz z nimi próby budowy własnych modeli. Czytałem też sporo książek opisujących wyposażenie różnych warsztatów rzemieślniczych. Po tacie mam też smykałkę do majsterkowania. Od mamy dostałem pozwolenie na rozbiórkę starych sprzętów AGD i zielone światło do prowadzenia eksperymentów. W wieku 14 lat miałem już swój pierwszy warsztat, gdzie naprawiałem rowery. Podczas dni otwartych w warszawskiej, niezależnej szkole jubilerstwa Wytwórnia Antidotum usłyszałem zdanie, które trafnie opisuje proces „ewolucji” z majsterkowicza do majstra: „Jeśli za młodu lubiłeś prace plastyczne, zabawę kombinerkami, młotkiem i innymi narzędziami to masz już wyuczone podstawy w jubilerstwie i metaloplastyce”.
– Na Pańskim profilu – ArtOfKojarr – można zauważyć, że zajmuje się Pan też rękodziełem, metaloplastyką, spawaniem, renowacją. Skąd pomysł na realizację takich zadań?
– W swojej działalności podpieram się całością zgromadzonych przeze mnie doświadczeń. Korzystam również z nieprzebranych zasobów wiedzy z YouTube. Jest wielu twórców prowadzących kanały w tematyce biżuterii, obróbki metali, drewna, tworzenia, wytwarzania, DIY (od ang. zrób to sam). Czasami eksperymentuję z materiałem i do celu dochodzę metodą prób i błędów. Renowacja i naprawa towarzyszyły moim działaniom od początku. Większość prac wykonywałem na zlecenie klientów. Nie szukałem przy tym łatwych i typowych zleceń. W niektórych dziedzinach chciałem się sprawdzić. Na przykład spawaniem interesowałem się długo zanim sam zacząłem spawać.
– Wykonuje Pan również projekty nietypowe. Proszę opowiedzieć o takim projekcie…
– Najbardziej nietypowym projektem jaki miałem przyjemność tworzyć były repliki średniowiecznych narzędzi tortur. Ogłoszenie zleceniodawcy początkowo dotyczyło wykonania „krzesła czarownic” do inscenizacji teatralnej. W toku dalszych rozmów klient zamówił u mnie całą salę kaźni, na którą składały się: krzesło czarownic, dyby, kołyska Judasza, osioł hiszpański i dziewica norymberska. Wszystkie repliki wyposażone były w skrytki i schowki, a całość, jak się okazało powędrowała do pokoju zagadek o nazwie „Inkwizytor”. Przerażające było wczytywanie się w historię użytkowania i zastosowań tych przedmiotów w przeszłości.
– Robi Pan projekty do escaperoomów, czy mógłby Pan wyjaśnić jak „rodzą” się tego typu prace?
– W Polsce przed pandemią działało około 1000 pokoi zagadek. Każdy inny i niepowtarzalny. Niektóre polegały na otwieraniu kolejnych kłódek znajdywanymi w trakcie rozgrywki kluczami. Inne zaś były tematyczne i klimatyczne. Na przykład wspomniany wcześniej „Inkwizytor”. Znajdował się w piwnicy pod zabytkową kamienicą co w połączeniu z wyposażeniem tworzyło atmosferę grozy. W jednych pokojach byliśmy po prostu zamykani. W innych obsługa była zaangażowana w rozgrywkę i przykładowo wypuszczała dym z wytwornicy w odpowiednim momencie lub straszyła zza krat gości w masce wampira.
Scenariusz rozgrywki wymyślał zawsze twórca i to on zamawiał u mnie poszczególne elementy. Niekiedy skrytki były otwierane mechanicznie (zwolnienie zapadki, ustawienie elementów), inne były naszpikowane elektroniką. Często występują zagadki logiczne lub przedmioty są po prostu ukryte. Do moich zadań należało zawsze stworzyć elementy z „efektem WOW” . Jednym z przykładów może być 2,5 metrowa imitacja komory kriogenicznej do escaperoomu o nazwie „Frankenstein” zagadki otwierane mechanicznie budowałem sam. Elektronikę przesyłali klienci a ja wykonywałem obudowy możliwie najlepiej wpisujące się w tematykę pokoju. Praca nad tego typu przedsięwzięciami przynosiła mi ogromne ilości satysfakcji.
– Czytelniczki „Kuriera Przasnyskiego” na pewno zainteresują się faktem, że wykonuje Pan również biżuterie na zamówienie…
– Biżuteria i praca z metalami szlachetnymi dała mi możliwość wyuczenia się w zawodzie jubilera. Zaczynałem w Przasnyskiej pracowni jubilerskiej prowadzonej przez Michała Gniazdowskiego. To on nauczył mnie tego zawodu i pozwolił odkryć w sobie pasję do tworzenia. Większość prac w srebrze i złocie wykonywałem na zlecenie klientów warsztatu Michała. Tam również sporo się działo pod względem tworzenia i zabawy formą. Odlewanie i przygotowywanie materiału mają swój urok. Najwięcej frajdy jednak daje końcowa obróbka czyli polerowanie i błysk, który wyłania się z kształtowanego i żmudnie obrabianego wyrobu. Nie rzadko ten moment wieńczył pięciodniową pracę.
Metale szlachetne są bardzo wdzięcznym materiałem. Ich kowalność i plastyczność pozwala na osiąganie rozmaitych kształtów. Dużą satysfakcję daje również reakcja klienta na gotową biżuterię. W przyszłości chciałabym prowadzić warsztaty jubilerskie i metaloplastyczne ale jeszcze długa droga przede mną.
– Czy przed wykonaniem danego przedmiotu, przygotowuje Pan projekt „na papierze”, czy „siedzi ”on w Pańskiej głowie?
– To już jest kwestia jest zależna od klienta. Niekiedy dostaję gotowy projekt w formie rysunku czy w programie graficznym paint. Wówczas adaptuję się do założeń. Czasami żeby zobrazować wizję tworzę szkice. Czasami zamawiający mówi mi jedynie czego potrzebuje. Daje mi wolną rękę w wyborze materiałów czy formy. Te momenty lubię najbardziej. Szczególnie ze względu na reakcję klientów odbierających gotowy wyrób.
– Jest Pan wykonawcą pojemników serc na plastikowe nakrętki. Jak długo zajmuje Panu wykonanie takiego pojemnika?
– Wykonanie trzech pojemników zajęło mi około tygodnia. Bardzo podoba mi się idea zbierania nakrętek. W przeszłości zorganizowałem zbiórkę korków do kosza stojącego za Zajazdem Staropolskim. Przez długie lata przasnyszanie wrzucali tam uzbierane korki. Teraz zbiór ma bardziej oficjalną formę. Bardzo mnie to cieszy.
– Wykonał Pan również świąteczny napis dla Miasta Przasnysz. Jak wyglądały prace na realizacją tego projektu?
– Napis to pomysł Pana Burmistrza Łukasza Chrostowskiego. Z założenia litery miały być w jak najprostszej formie. Do wykonania napisu skonstruowałem giętarkę rolkową dzięki, której mogłem przygotować łukowe części wyrazu. Do każdej litery narysowałem szablon, na którym łączyłem poszczególne elementy obwódek wykonane z pręta stalowego. Powierzchnię wypełniłem drobną siatką przyspawaną do otoczki. Po montażu wszystkiego w dwie sekcje i malowaniu, przyszedł czas na ozdobniki. 4000 lampek, ok 90 węża LED i nie wiem ile łańcuchów. Gdyby nie rodzina i przyjaciele, nie wyrobiłbym się przed świętami. Tu przy okazji serdeczne dzięki za okazaną pomoc.
– Skąd czerpie Pan pomysły i inspirację na realizację swoich prac?
– Dużą inspiracją jest dla mnie steampunk. To styl z pogranicza fantastyki. Można go spotkać w literaturze, grafice, kinematografii. Występuje również w zdobnictwie, biżuterii i modzie. W skrócie, to styl, w którym na przestrzeni czasów wiktoriańskich zagina się oś rozwoju technologii i wszystko dalej jest napędzane na parę. Królują w nim: mosiądz, miedź, skóra i drewno. Często same kształty przedmiotów są dla mnie inspirujące. W swoich pracach wykorzystuję elementy ze złomu różnych metali i nadaję im nową funkcję. Jest to tzw. upcykling.
– Najciekawszy projekt jaki pan realizował to….
– Najciekawsze były bez wątpienia zagadki do pokoju o nazwie „Frankenstein”. Poza wspomnianą wcześniejszej komorą kriogeniczną, klient zamówił u mnie również stół w kształcie człowieka opuszczany wyciągarką z sufitu, „pulpit sterowniczy” doktora Frankensteina, szafę z przełącznikami dźwigniowymi (taką dużą jak do krzesła elektrycznego w filmach) i skrzynkę z gigantycznym kluczem otwierającym wyjście z pokoju. Wszystkie zagadki do escaperoom, które miałem okazję tworzyć były dla mnie ciekawe, ale te wspominam najlepiej. Mam nadzieję że pandemia minimie szybko i rynek tego typy rozrywki ożywi się na nowo.
– Czy ktoś zaskoczył Pana swoim zleceniem?
– Zaskakującym było zamówienie u mnie odlewów dwóch ołowianych pojemników do przechowywania telefonów komórkowych. Jak wiadomo ołów nie przewodzi żadnych fal radiowych. Wolałem nie pytać klienta o powody zapotrzebowania na takie ciężkie etui.
– Pańskie prace są różnorodne, czy brał Pan udział w jakichś konkursach?
– Kilka lat temu brałem udział w konkursie miesięcznika „Sens”. Zostałem wyróżniony za wykonanie wisiora z miedzi i cyny. Cynę ciężko się poleruje. Zorganizowałem też kilka konkursów na fanpage mojej pracowni na facebooku. W jednym z konkursów zadaniem uczestników było stworzenie projektu oprawy jednego z kilku kamieni. Zwycięzca wygrał realizację projektu i sam wyrób. To było bardzo ciekawe doświadczenie.
– Dziękuję za rozmowę
– Dziękuję również i pozdrawiam Czytelników „Kuriera Przasnyskiego”.
Rozmawiał: WS