W telewizyjno – filmowym świecie potrzebny jest talent, wytrwałość i odrobina szczęścia
Z pochodzącym z Przasnysza, Marcinem Sobocińskim, reżyserem filmów, seriali, teledysków rozmawiamy o jego zawodowej karierze oraz o ścieżce jaką musiał pokonać, aby zaistnieć w środowisku filmowym. Nasz rozmówca opowiada m.in. o sobie, swoich sukcesach, ale również zdradza nam swoje bliższe i dalsze plany, które zapowiadają się niezwykle ciekawie.
– Marcin Sobociński lat…?
– 38
– Urodzony w …?
– Przasnysz-u. Rodowity Przasnyszanin.
– Miejsce zamieszkania
– Polska (śmiech) lecz bardzo często jestem w Przasnyszu. Ciągnie na stare śmieci
– Wykonywany zawód…?
– Reżyser filmowy i telewizyjny
– Szkołę średnią ukończyłeś w ….
– W Przasnyszu, Liceum ogólnokształcące im. KEN.
– Reżyserię ukończyłeś w …?
– Warszawskiej Szkole Filmowej Macieja Ślesickiego i Bogusława Lindy.
– Jesteś mieszkańcem Przasnysza, ale udało Ci się przebić w filmowym świecie, jaką drogę należy pokonać, aby móc zaistnieć w telewizyjnym świecie?
– Aby zaistnieć w telewizyjno – filmowym świecie potrzebny jest talent, wytrwałość i troszeczkę szczęścia. Trzeba poznać odpowiednich ludzi, którzy ci zaufają i powierzą do realizacji serial, bo jest to odpowiedzialność. Jako reżyser odpowiadasz za całość odcinka. Reżyser to taki „szef produkcji ” na planie. Ważna jest również rzetelność i uczciwość w pracy. Trzeba się starać i dawać wszystko to, co płynie prosto z serca. Przede wszystkim nie należy się zmuszać do pracy. Ja nie zmuszam się do pracy, chodzę na plan uśmiechnięty. Po prostu lubię to co robię, a wręcz kocham.
– Skąd u Ciebie zainteresowanie telewizją, filmem i oczywiście reżyserią?
– Wszystko zaczęło się w moich młodzieńczych latach, kiedy miałem 20 lat. Założyłem wówczas w Przasnyszu z kolegami grupę filmową „Sajgon”. Stworzyliśmy nasz pierwszy film pt. „Siktireri”. Mięliśmy nadzieję, że zostanie on dobrze przyjęty i tak też się stało. Został on nagrany na płytach CD. Była to słaba jakość, słaby montaż, ale film się przyjął wśród widzów. Postanowiliśmy iść za ciosem, co zaowocowało stworzeniem drugiego filmu „Made In Przasnysz”, który był ekranizowany w naszym, przasnyskim kinie Światowid. Grali w nim Przasnyszanie, to był pewien splendor, zobaczyć siebie na wielkim ekranie. Odnieśliśmy sukces, bo po pierwszym filmie ludzie nas wyśmiewali, mówiąc, że „małolaty wzięły się za kamerowanie, że to taki wybryk młodzieńczy”. Jednak po drugim filmie otworzyły się przed nami drzwi. Byliśmy zapraszani na różne pokazy filmowe do okolicznych miast. Do kolejnego naszego filmu „Trzymajmy się planu” zaprosiliśmy znane twarze, aby go rozpromować. No i zaprosiliśmy: Andrzeja Piaska Piasecznego, Piotra Gulczasa Gulczyńskiego, Marcina Millera z zespołu Boys, Krzysztofa Skibę z Big Cyca , Magdę Modra i wielu innych znakomitych postaci. Wszyscy wystąpili u nas za darmo. Film odniósł sukces, można było go obejrzeć nie tylko w Przasnyszu, ale w Ostrołęce, Mławie, Płocku itd. Zdobywaliśmy również nagrody. Po trzecim filmie doszedłem do wniosku, że chcę robić i zajmować się filmami dalej. Jednak brakowało mi warsztatu. Zawsze wiedziałem, że robimy filmy amatorskie, ale brak nam profesjonalnego warsztatu związanego z montażem, prowadzeniem aktora czy też pod kątem reżyserii i produkcji. Mieliśmy braki, byliśmy chłopakami z osiedla, z małego miasta, którzy sobie wymyślili film i robili go tak jak czuli. Pamiętam, że wówczas pracowałem w firmie ABB jako magazynier, ale chodziła za mną cały czas myśl aby iść do szkoły filmowej. Ostatni nasz film, z udziałem gwiazd, wysłałem do Warszawskiej Szkoły Filmowej Macieja Ślesickiego i Bogusława Lindy z prośbą o możliwość studiowania, ale również z prośbą o stypendium czy zniżkę na naukę w tej szkole, ponieważ nie było mnie na to stać. Wywodzę się z przeciętnej przasnyskiej rodziny, a w tamtych czasach semestr studiowania w tej szkole kosztował 6500 złotych, to było bardzo dużo. Dodam, że były to studia dzienne i dochodziły również koszty utrzymania się w Warszawie. Za trzy tygodnie zadzwoniła do mnie pani z sekretariatu szkoły i powiedziała, że razem z kolegą jestem zaproszony na spotkanie z panem Maciejem Ślesickim i panem Bogusławem Lindą. Dla nas młodych chłopaków samo zaproszenie było, jak dotknięcie Pana Boga za nogę, bo Linda i Ślesicki to były dla nas ikony. Kiedy pan Ślesicki zaprosił na do gabinetu pan Linda już siedział w pokoju i palił chyba cygaro. Maciej Ślesicki powiedział: „słuchajcie chłopaki obejrzeliśmy wasz film. jest wiele rzeczy, które w tym filmie się nam nie podobają”, a Bogusław Linda dodał: „zgadza się, nie podobają nam się…”. My od razu mieliśmy czarne myśli i zastanawianie się: „po co tu przyjechaliśmy”. Jednak Maciej Ślesicki kontynuując powiedział:„ ale jest wiele rzeczy, które się nam podobają”, po czym Bogusław Linda puszczając dymka jak w filmie dodał: „tak podobają nam się ”. Ostatecznie usłyszeliśmy, że obaj panowie chcą nas mieć w swojej szkole, ale nie mogą nas kształcić zupełnie za darmo i dają nam 50 procent zniżki. Zadowolony wróciłem do domu. Musiałem zrezygnować z pracy w ABB. Do dziś pamiętam, jak ludzie pukali się w czoło mówiąc, że rezygnuję z dobrej pracy, że idę na nieznany i niepewny grunt. Zrezygnowałem i skończyłem tę szkołę. Po niej pojawiły się propozycje m.in. teledysków i innych projektów. Do dziś jestem w branży i działam. Cały czas się rozwijam. Pojawiają się nowe projekty. Trzeba powiedzieć, ze w młodych latach pierwsze filmy zaszczepiły we mnie reżyserkę, poszedłem za ciosem i udało się. W tym miejscu trzeba wspomnieć o tym, że aby uzbierać pozostałą część na szkołę i tym samym odciążyć rodziców, pisałem mnóstwo listów intencyjnych do różnych firm o dofinansowanie. Odezwała się do mnie pani Ewa Łabno-Falęcka z firmy Mercedes Benz. Ta firma zapłaciła mi za rok studiów, oczywiście musiałem to jakoś odpracować. W drugim roku dofinansowała się mnie firma Carlsberg Polska produkująca piwo – pan Leszek Siwecki. Dzięki wytrwałości, bo całymi tygodniami wysyłałem e-maile, udało się. To jest też zasługa dobrych ludzi, którzy we mnie uwierzyli.
– Czy masz jakiegoś reżysera idola?
– Takich reżyserów mógłbym wymienić kilku. Bardzo lubię kino Pedro Almodóvara, które jest kinem niszowym, ale bliskie mojemu sercu. Lubię też kino Romana Polańskiego i Marka Koterskiego.
– Na co dzień pracujesz z gwiazdami, czy ta współpraca jest łatwa?
– Każdy aktor jest indywidualnością. Ma duszę artystyczną. Każdy ma inne podejście do życia i do zawodu. Pierwsze dni zdjęciowe z nowymi osobami są badaniem siebie nawzajem. Są aktorzy, którzy są nie do zniesienia, są kapryśni. Wydziwiają i wymyślają różne historie, że przeszkadza im np. klimatyzacja albo „zupa jest za słona ”. Jednak większość aktorów to osoby otwarte i bardzo profesjonalne. Niestety zdarzają się, jak w każdym zawodzie „czarne owce”. Współpraca jest z nimi ciężka i robią się nieprzyjemne sytuacje. Oczywiście przyjęło się, co to może być dla niektórych egoistyczne, że reżyser na planie „jest Bogiem”. To on widzi cały odcinek. Czasami są zgrzyty i niestety dociera to do producenta, który wkracza w taką sytuację. Jednak zawsze stoi on za reżyserem, bo producent jeśli zatrudnia reżysera to mu ufa.
– Jakie do tej pory wykonałeś projekty, z którego jesteś najbardziej zadowolony?
– Na pewno miło wspominam współprace z Marcinem Millerem i zespołem „Boys” przy ich teledyskach. To były na prawdę ciekawe doświadczenia. Patrząc z perspektywy czasu te teledyski miały zawartą jakąś historię i jakiś morał. Teraz teledyski wyglądają inaczej, maja dużo nagości, a my z Marcinem chcieliśmy wprowadzić jakąś merytorykę. Ważne są dla mnie seriale, które robiłem, czy robię, czyli m.in.: „Rodzinny interes”, „Sekrety rodziny” , „Na ratunek 112” , „Kasta”. Współpracowałem również przy programach „Big Brother: jako szef reżyserki, „Wkręceni w randkę” , „Ocaleni” . Każda produkcja ma coś w sobie. Projekt to przede wszystkim ludzie. Jeżeli ludzie nadają na wspólnych falach to chce się iść do pracy.
– Seriale, przy których pracujesz były nominowane do Telekamer 2021. Zdradzisz coś więcej ?
– Zgadza się. „Rodzinny interes” i „Kasta” miały nominację, ale nie otrzymaliśmy nagrody, więc tym bardziej wzrasta motywacja i zawalczymy o Telekamery 2022.
– Jak wygląda dzień na planie filmowym?
– Nasz dzień pracy zaczyna się w godzinach porannych, zazwyczaj o godzinie 7:00. Przez pół godziny mamy śniadanie, zapewnione przez producenta. Natomiast od 7:30 do 8:00 trwa przygotowywanie się do pierwszej sceny i omawianie kolejnych. Następnie zaczynamy kręcić. Każda scena trwa około 40 minut czyli przygotowanie jej i sama realizacja. Realizujemy scena po scenie, oczywiście podczas tego następują zmiany kosmitów, zmiana ustawień kamery, zmiana lokacji czyli przejeżdżamy w inne miejsce. Czasami gramy jeden dzień w jednym miejscu, czasami mamy cztery tzw. przerzuty czyli jedziemy w inne miejsca do innych obiektów. W połowie dnia po sześciu godzinach pracy mamy przerwę na obiad, która trwa około godziny. Potem gramy kolejne sceny, a nasz dzień pracy kończy się około 19:00. Większość ludzi pracuje po 8 godzin, my natomiast po 12. To nie jest taka łatwa praca. Widz ogląda gotowy obraz na ekranie i myśli wow – jakie to proste. A tak na prawdę dzień zdjęciowy to 12-15 godzin mozolnej pracy.
– Więc ile zarabia reżyser filmowy?
– Wynagrodzenie reżysera jest adekwatne do umiejętności i czasu spędzonego na planie (uśmiech)
– Czym obecnie się zajmujesz, jak pandemia wpływa na Twoja pracę?
– Niestety w trwającej pandemii jest tak, co oczywiście jest przykre, że w pierwszym lockdownie nie pracowaliśmy w ogóle przez dwa miesiące. Później wróciliśmy na plan i realizowaliśmy zdjęcia, ale wiadomo są obostrzenia: testy, maseczki i dezynfekcja rąk, co oczywiście „prześladuje” nas do chwili obecnej. Niestety co jakiś czas, ktoś zachoruje na koronawirusa, nawet bezobjawowo, to ekipa idzie na kwarantannę i cała produkcja stoi przez 14 i więcej dni, co jest problematyczne. Dużo tych przerw nie było, ale jest ryzyko, że znów może być jakaś przerwa bo ktoś zachorował i jest kwarantanna. Na kwarantannę nie idzie tylko jedna osoba, idzie cała kilkunastoosobowa ekipa. Łatwo się nie pracuje. Boimy się tego koronawirusa, żeby nie dopadł kogoś z ekipy, bo automatycznie cały plan stoi. Pracujemy w kratkę i z obawami.
– Najciekawsza anegdotka z planu filmowego to….?
– Na planie jest dużo śmiesznych sytuacji. Czasami jest tak, że wybieramy aktora, który ma np. grać bandytę i na zdjęciach wygląda potężnie i na łobuza. A tu nagle przychodzi jakiś mały, drobny chłopak. My patrzymy i mówimy: „przecież to nie jesteś ty”, a on odpowiada: „bo ja schudłem i zrzuciłem masę”. Sytuacji zabawnych jest wiele i są one przeróżne. Np. kiedy aktorzy się mylą czy ktoś wchodzi po raz któryś przez te same drzwi i nie może powiedzieć tekstu, bo się jąka.
– Czy przyjaźnie z planów filmowych trwają dłużej niż okres zdjęciowy?
– Tak, mam takie, może nie przyjaźnie, a serdeczne znajomości. Moimi serdecznymi kolegami są ludzie z planu „Rodzinnego interesu” – Marta Zgutczyńska, Kasia Taracińska, Teresa Gałczyńska, Magda Modra, Marek Krupski, Darek Kordek, Patryk Janas, Roman Szczeblewski. Z całą obsadą „Rodzinnego interesu” jestem w serdecznych relacjach. Jeśli ludzie nadają na tych samych falach to znajomość przenosi się na życie prywatne. Czasem spotykamy się po pracy. Jest miło i przyjemnie. Jest tez Andrzej Olszewski z serialu „Kasta” z którym nadajemy na tych samych falach, bo mamy podobne poczucie humoru. Często się zdarza, że znajomość z planu filmowego przenosi się na życie prywatne i pojawiają się takie serdeczne znajomości.
– Wiem, że pracowałeś nad dokumentem z jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim z Człuchowa, czy możesz nam przybliżyć kulisy współpracy z jasnowidzem?
– Z panem Krzysztofem Jackowskim poznaliśmy się jakiś czas temu. Pracowaliśmy nad formatem dokumentalno – fabularnym. Na razie napisaliśmy go i czekamy na decyzję stacji telewizyjnej. Prywatnie mogę powiedzieć, że pan Jackowski jest bardzo serdecznym i przyjaznym człowiekiem. Ma coś w oczach, ja się nie dziwię, że on te osoby odnajduje. Czuć w nim taką głębszą moc i siłę. Można wyczuć, że jest otoczony wyższą siłą. Jest specyficznym człowiekiem, ale bardzo serdecznym i miłym. Współpraca z nim jest bardzo miłym doświadczeniem, utrzymujemy kontakt do dzisiaj.
– Jesteś reżyserem wielu paradokumentów telewizyjnych, czym różnią się od serialu fabularnego?
– Między serialem paradokumentalnym, a serialem fabularnym różnice są takie: po pierwsze w paradokumencie są często tzw. setki – ktoś mówi do kamery lub człowieka obok kamery, a w serialu fabularnym ich już nie ma. Druga różnicą jest scenariusz. W serialu fabularnym cały czas prowadzona jest historia danej postaci czy rodziny jak np. w serialu M jak Miłość,. w każdym odcinku opowiadana jest historia główna z wątkami pobocznymi. Natomiast w paradokumentach często bywa tak, że w danym odcinku jest zawarta inna historia. Jest też coś takiego, co u nas w branży nazywa się hybryda. Hybrydą jest np. Rodzinny interes, w którym są setki, czyli jest to paradokument, ale jest też ciągłość postaci, ponieważ jest tam opowiadana historia danej rodziny czyli ma znamiona serialu fabularnego.
– Z tego co wiem pracujesz też nad nową aplikacją komputerową. Co to będzie, do czego ma służyć, skąd pomysł w ogóle na coś tak zupełnie innego, czy to zainteresowanie czy biznes?
– Poza tym że zajmuje się reżyserią, co jest moim głównym zajęciem, działam też biznesowo. Inwestuję w nieruchomości itp. Ta aplikacja to świeży pomysł w który wszedłem z moim wspólnikiem z Przasnysza – Robertem Gwardys. Razem ten pomysł wymyśliliśmy, opatentowaliśmy. Teraz nad tym pracujemy i niebawem ujrzy on światło dziennie. Zobaczymy jaki będzie tego skutek. Czy będzie to sukces, czy może porażka. Mogę zdradzić, że będzie to aplikacja prawna o nazwie ICARUS. Zobaczymy czy to się przyjmie czy też nie. Życie wszystko zweryfikuje.
– A jakie masz jeszcze inne plany?
– Dodatkowo działam biznesowo pracując nad swoimi formatami seriali, które spróbuję sprzedać do telewizji i wystąpić w roli producenta. Jest to oczywiście długofalowy proces. Chcę działać w późniejszym czasie jako producent. Na razie głównym moim zajęciem jest reżyseria. Mogę dodać, że pracujemy ze znajomymi na kontynuacją kultowego „Piłkarskiego pokera ”. Działam w tym projekcie wielowątkowo, więc kto wie, może wkrótce, na ekranach kin pojawi się „Piłkarski poker 2”. Dodatkowo taka ciekawostka z naszej „małej ojczyzny” kończę montaż filmu promocyjnego dla Gminy Krasne więc niebawem premiera (uśmiech).
– Dziękuję za rozmowę
– Dziękuję również
Rozmawiał: WSZ