Wielu znawców sztuki na poważne problemy z oceną, do jakiej kategorii należy zaliczyć moją sztukę

fot
Z artystą – malarzem Markiem Kraussem, nazywanym Warszawskim Nikiforem, rozmawiamy o jego zawiązkach z naszym miastem, medalu  im. Stanisława Ostoi – Kotkowskiego oraz o jego malarstwie i obrazach, które „zrodziły się” z jego wrodzonego talentu.
– Jakie są Pańskie związku z Przasnyszem?
– Według kopii dokumentów z Żydowskiego Instytutu Historycznego im. Emanuela Ringelbluma moja mama urodziła się w Przasnyszu. Żadne inne dokumenty nie potwierdzają, że jej miejscem urodzenia był właśnie Przasnysz. Również nie ma pewności co do nazwiska mojej mamy, bo w Domu Dziecka na terenie byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich nadano jej przypadkowe nazwisko, ponieważ jako kilkuletnie dziecko nie znała swojego miejsca urodzenia, nazwiska ani nawet pochodzenia. W Polsce przebywała w Domu Dziecka w  Śródborowie. W 1954 moja mama, będąc w ciąży razem z moim tatą przyjechała do Przasnysza, aby odnaleźć jakiegoś świadka, w celu wyrobienia sobie dowodu osobistego. Niestety mimo wysiłków ówczesnego  Urzędu Stanu Cywilnego nie znaleziono żadnej osoby, która mogłaby potwierdzić tożsamość. Udało się znaleźć świadka z tzw. „łapanki”, który dał jej rodowód, co było wówczas potrzebne do podjęcia jakiekolwiek pracy.
– Jakie są Pańskie wspomnienia z naszym miastem?
– W moim przypadku nie można mówić o wspomnieniach z Przasnysza, ponieważ byłem tam tylko raz. Wybrałem się razem z moją już śp. sąsiadką Kazimierą Bernatek. Była ona gościem specjalnym u pana dr Piotra Kaszubowskiego. Okazało się potem, że była jedną z pierwszych nauczycielek z terenu powiatu przasnyskiego. Powstał nawet o niej film, którego reżyserem jest pan  Bondarczuk.
– Został Pan odznaczony Medalem Stanisława Ostoi – Kotkowskiego w kategorii „Twórca Uznany”, czym jest dla Pana to wyróżnienie?
– Jeszcze nigdy nie dostałem takiego medalu, jak medal Stanisława Ostoi – Kotkowskiego, więc nie mogę powiedzieć czym dla mnie jest to wyróżnienie. Mogę powiedzieć tyle, że miasto Przasnysz zamówiło ode mnie portret Stanisława Ostoi – Kotkowskiego, który wisiał w Miejskim Domu Kultury.
– Jest Pan zaliczany do czołówki malarzy prymitywistów w Polsce, proszę przybliżyć Czytelnikom ten nurt malarstwa?
– W tym miejscu należy wyraźnie zaznaczyć, że według mnie nie podlegam żadnym kryteriom sztuki prymitywniej, ponieważ stosuję różnorodne techniki. A swoje zdolności i talent, prawdopodobnie odziedziczyłem po pradziadku Tadeuszu Popielu, który pomagał malować Panoramę Racławicką  Sztuka prymitywna sztuka nieprzeszkolona i surowa.
– Pański obraz  „Portret właściciela drukarni” został wydrukowany na kurierskim znaczku pocztowym w Islandii, proszę opowiedzieć o tym obrazie…
– Historia obrazu „Portret właściciela drukarni” w skrócie wygląda tak. Miałem kiedyś, jako następca Nikifora, wystawę w Krynicy Zdrój. Zorganizował ją były burmistrz na prośbę lekarza kardiologa Ryszarda Jackowskiego. Wówczas w Krynicy Zdrój, jako kuracjuszka, przebywała poetka z legionowa Anna Czachorowska. To ona zaproponowała mi namalowanie portretu właściciela drukarni Urzędu Skarbowego w Islandii, w której pracował jej syn. Po wykonaniu portretu przekazano go właścicielowi drukarni w Islandii. Wówczas właściciel drukarni umieścił mój obraz na znaczku pocztowym. List z tym znaczkiem został wysłany do Anny Czachorowskiej do Polski, a ja zostałem pierwszym artystą z Europy, którego obraz został wydrukowany w formie znaczka pocztowego.
– Jak to się stało, że został Pan malarzem i dlaczego zdecydował się na prymitywizm?
– Jeszcze raz powtarzam, moja sztuka nie jest sztuką prymitywną, a talent mam od urodzenia.
–  Prowadzi Pan plenery z młodzieżą, jak wygląda współpraca z młodzieżą i Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Przasnyskiej?
– Niestety już nie współpracuję z żadną młodzieżą ani nie organizuje żadnych plenerów. Owszem w moich planach jest organizacja Rodzinnego Domu Sztuki, w którym dalej bym działał. Moja żona odzyskała dom, ale jego obecny stanie techniczny nie pozwala na realizację zamiarów. Niestety dziki lokator doprowadził dom do całkowitej  ruiny. A jego remont wymaga ogromnego wkładu finansowego, rzędu 200 000 zł, wówczas można by go przywrócić do normalnego stanu. Natomiast o mojej współpracy z Towarzystwem Przyjaciół Ziemi Przasnyskiej, może więcej powiedzieć, pan dr Piotr Kaszubowski.
– Pańska żona Natalia Pietrzak – Krauss, również maluje…
– Właśnie jest to ciekawostka, bo od 4 lat moja żona nauczyła się malować praktycznie z niczego. Nikt z jej rodziny nie miała nigdy kontaktu ze sztuką. Moja żona już  wytworzyła własny styl malowania i jest prawdopodobnie pierwszą na świecie osobą leżącą od urodzenia, która weszła na rynek sztuki. Jej talent można obejrzeć
w Galerii Art In House. Dodam, że właściciel czterech restauracji McDonalds zamówił od mojej żony kilkanaście obrazów. A jedna z jej wystaw została zorganizowana właśnie w restauracji MacDonalds na warszawskim Lazurowie.
– Dziękuję za rozmowę
– Dziękuję również i pozdrawiam mieszkańców Przasnysza.
Rozmawiał: WS

Zapisz się na darmową prenumeratę Kuriera Przasnyskiego!